niedziela, 28 października 2012

Śniegowo

Wczoraj miałam w planach przebieżkę, ale ostatecznie zrezygnowałam patrząc (przez okno) na śnieżną zadymkę.
Za to dziś nie mogłam się powstrzymać przed pohasaniem na śniegu. Wyciągnęłam buty z terenowym bieżnikiem i ruszyłam moją ścieżką. Bieg okazał się przełajowy nie tylko ze względu na śnieg, ale także powalone przez wiatr i mokry śnieg drzewka  na ścieżkę. Uwielbiam zimę i przyjemne, chłodne powietrze. Nie mogę się doczekać aż spadnie więcej śniegu i będzie można pośmigać na biegówkach. Szkoda tylko, że znając nasz klimat za chwilę nastąpi powrót do jesieni/wiosny czy jakiejś innej niespodziewanej pory.

ps. do Avy
Dostaliśmy od Ciebie na ślub taką fajną roślinkę, chyba nazywa się grudniak czy jakoś tam, bo powinien kwitnąć w grudniu, a my akurat w tym miesiącu mieliśmy ślub.
Otóż roślina dała się oszukać widokiem za oknem i wczoraj zaczęła kwitnąć :)

piątek, 26 października 2012

Nie ma to jak w ciąży :)

Nie wiem jak to się dzieje, ale odkąd jestem ciężarówką, jestem w stanie zmobilizować się do codziennego wysiłku. Z dosłownie kilkoma wyjątkami udawało mi się dotychczas codziennie uprawiać jakiś sport. Ostatni raz tak zmobilizowana byłam tylko przed połówką Ironmana (wtedy potrafiłam trenować po dwa razy dziennie), ale niestety ten stan nie utrzymał się nawet rok.
Może to kwestia tego, że teraz:
a) nie ćwiczę intensywnie, mało się męczę, więc już następnego dnia tęsknię za ruchem
b) mam świadomość, że nie ćwiczę jedynie dla siebie
c) okropnie nie chcę przytyć 20 kg albo podobnej liczby i wręcz marzę o szybkim powrocie do formy.

W tym tygodniu byłam raz na basenie (ćwiczę technikę kraula), dwa razy biegałam (staram się bardziej stąpać na śródstopiu, a nie na piętach) i dwa razy gimnastykowałam się razem z innymi ciężarówkami.

Z tą gimnastyką to w sumie jest fajnie. Nigdy nie lubiłam fitnessów i tym podobnych zajęć grupowych, ale teraz uczę się wielu ciekawych ćwiczeń, które nie tylko mają pomóc w porodzie, ale mam wrażenie, że przydadzą się w przyszłości przy wzmacnianiu niektórych mięśni i rozciąganiu się przed bieganiem.

ps. Ha! Po prawie półrocznej przerwie (=baaardzo przedłużony remont mieszkania) znów mam internet w domu! Może też będzie łatwiej zmobilizować się do częstszych wpisów na blogu.

niedziela, 21 października 2012

Niech żyje sport!

Na gimnastyce dla kobiet w ciąży, na którą ostatnio uczęszczam, dowiaduję się, jak ćwiczenia fizyczne mogą ułatwić poród. Na ostatnich zajęciach dowiedziałam się, że określone ćwiczenia mogą nawet zwiększyć laktację. Pani prowadząca wydaje się mieć radę na wszelkie dolegliwości - poprzez sport! Bardzo mi się to podoba.
Więc poza gimnastyką biegam, rozciągam się i chodzę na basen.
A ponieważ jednak brakuje mi tego uczucia zmęczenia się, ba! styrania się, to czytam książki. Ostatnio skończyłam "Biegaj i jedz" Scotta Jurka. Miło było choć trochę razem z nim przebiec te kilka ultramaratonów. Ogólnie uważam, że człowiek bardzo ciekawy, a jego dokonania wybitne, choć książce nieco zabraklo polotu. O wiele lepiej mi się teraz czyta książka "Urodzeni biegacze", której w końcu nie przeczytałam zaraz po wydaniu.

środa, 17 października 2012

Pływanie-bieganie-gimnastyka

Wczoraj poszłam na basen. Skoro nie mogę specjalnie trenować szybkości ani siły - staram się chociażby popracować nad techniką. W końcu kiedyś trzeba będzie zaliczyć tego Ironmana... :)
A dziś zaliczyłam moje trzykilometrowe człapanie-bieganie.
Tak więc na razie skupiam się na pływaniu, bieganiu i gimnastyce dla ciężarówek (2 razy w tygodniu). Rower sobie na razie odpuszczam - po pierwsze łatwo się przeziębiam na rowerze, a po drugie pani od gimnastyki podłamała sie, gdy powiedziałam jej o moim bieganiu, całkowicie oprotestowała rower. Może i to fakt, że może być to niebezpieczne, więc dla pewności odpuszczam sobie.
A w wolnych momentach "nakręcam się" na bieganie czytając Scotta Jurka. Pierwsze rozdziały troche drażniły mnie (gdy autor narzeka na swoją rodzinę i sytuację materialną). Gdy jednak rozpoczęła się jego kariera biegowa, autobiagrafia też stała się ciekawa.

poniedziałek, 15 października 2012

Gimnastyka dla ciężarnych

Dziś byłam po raz pierwszy na zajęciach gimnastycznych dla ciężarnych. Nie ćwiczy się tu ani kondycji, ani siły, nie ma też wielu ćwiczeń na rozciąganie. Głównym celem zajęć jest umiejętność wykorzystania oddechu, a także zaciskania i rozluźniania odpowiednich mięśni podczas porodu, tak, aby poród był jak najszybszy i jak najmniej bolesny zarówno dla matki jak i dla dziecka. Omawia się też pozycje, w których najlepiej jest się ustawić podczas kolejnych faz porodu.
Tak jak intuicyjnie się domyślałam, teraz na zajęciach dowiaduję się, że porodu wcale nie trzeba przeleżeć na wznak na łóżku. Ćwiczenia i ruch pomagają i ułatwiają sprawnie urodzić. A dokładne tajniki tego wszystkiego mam zgłębiać na kolejnych zajęciach.

niedziela, 14 października 2012

Maraton w Poznaniu

Maraton w Poznaniu spędziliśmy w hali expo i nawet nie zdążyliśmy ani wyskoczyć na miasto ani nawet pokibicować biegaczom. Miło za to było pogadać z, jak się okazało, licznymi fanami Innych Spacerów. Chociaż gwiazdą były nie nasze książki, a nowość Scotta Jurka, którą można było w Poznaniu nie tylko kupić, ale także otrzymac autograf samego autora. My też kupiliśmy "Biegaj i jedz"  i już zaczęłam ją czytać.
Miło było spotkać biegowego blogera - Bartka wraz z jego trzema dziewczynami. Dziękujemy też współwystawcom za miłe pogaduchy :)
Ogromnie zasmuciła nas natomiast wiadomość, że ktoś zmarł na trasie..
Nie udało mi się poruszać w Poznaniu, ale zaraz po powrocie, w niedzielę, poszłam pobiegać.

czwartek, 11 października 2012

Kierunek: maraton w Poznaniu

Dziś rano popływałam na basenie. W przypływie energii dość żwawym tempem przepłynęłam 1600m. Może to było trochę za dużo, bo po basenie, gdy tylko wsiadłam do autobusu "zmuliło mnie" i zasnęłam. W domu też byłam śnięta, więc musiałam się zdrzemnąć.
A jutro z samego rana jedziemy z JK do Poznania. Niestety nie biegniemy. Ale będziemy sprzedawać książki biegowe na maratońskim expo. Zapraszamy na stoisko wydawnictwa Inne Spacery. A biegaczom życzymy powodzenia!

wtorek, 9 października 2012

Duże i z długimi nogami

Dziś byliśmy na kolejnym USG. I znowu niesprawiedliwie, bo JK widział wszystko na monitorze, a ja - ledwie co! Najważniejsze, że nasz mały szkrab jest zdrowy, serce bije jak powinno, wszelkie parametry są w normie. Choć... jest dość duży. Norma to w naszym okresie około 110 g, a nasz wielki maluch waży prawie 150 g. Niby to tylko 40 g różnicy, ale jakby pomyśleć proporcjonalnie, to tak jakby norma była 55 kg, a ktoś ważyłby 75 kg! No i lekarz stwierdził, że dziecko ma wyjątkowo długie nogi. Nie mam pojęcia po kim, bo na pewno nie po mnie (niestety).
Myśleliśmy, że dowiemy się czy to dziewczyna czy chłopak. Ale musimy jeszcze cierpliwie poczekać co najmniej do następnego badania.
A poza tym z moim długonogim dużym malcem byliśmy na basenie. Ciekawe co ona lub on sobie myśli kiedy ja wykonuję te wszystkie dziwne ruchy...?

poniedziałek, 8 października 2012

W ciaży (bez szpilek) na Giewoncie. Czyli wycieczka w Tatry.

Jeszcze wcześnie rano, przed wyjazdem, zdążyłam się przebiec (przepraszam - przeczłapać).
Zastanawialiśmy się nad pociągiem, ale dobrze, że w końcu stanęło na samochodzie, bo pozycja siedząca jakoś słabo na mnie wpływa.
Całą drogę padało, więc nastrój mieliśmy marny, na wieczór byliśmy w Zakopanem i jakoś się rozpogodziło.
Nie chcielismy dźwigać plecaków i chodzić po schroniskach, więc wynajęliśmy pokój w Zakopcu.
Obudziło nas piękne słońce i kolorowe, jesienne drzewa oraz widok na Giewont. Pierwszego dnia, na rozgrzewkę, przeszliśmy się doliną Chochołowską.
Drugiego dnia JK nie chciał już człapać moim powolnym tempem, dlatego postanowiliśmy się rozdzielić. JK pojechał na Słowację i wszedł na Krywań (to ten szczyt z krzyżem, który widnieje na godle Słowacji). Ja z kolei poszłam na Halę Gąsienicową, gdzie spotkałam się z Izką - moją koleżanką biegową. Pospacerowałyśmy trochę po okolicach. Miałyśmy też interesującą rozmowę z meteorologiem ze stacji na hali.
Trzeci dzień wyjazdu był najbardziej wyczynowy: Ponieważ pogoda wciąż była dobra, postanowiliśmy wejść na Giewont. Szliśmy powolutku (ale udało nam się zmieścić w czasie podanym na szlaku - widocznie uwzględniają w tych czasach możliwości ciężarnych). Wydawało nam się, że w październiku powinno być w miarę pusto na szlakach. Jednak pod Giewontem - chyba najbardziej popularnym szczytem w Tatrach - czekała kolejka turystów! Na szczycie ledwie dotknęliśmy krzyża, a już trzeba było iść na dół, bo tłum robił się nieznośny, i juz trzeba było ustawić się w kolejce na dół. Brrr... Ostatni raz byłam na Giewoncie jakieś dwadzieścia lat temu, pan JK - nigdy i chyba szybko nie wrócimy do tego tłoku.
Całe trzy dni pogoda była piękna, a jesienne kolory - rewelacyjne. Kiedy kolejnego dnia rano wyjeżdżaliśmy z Zakopanego - zaczęło lać.
Dziś, po powrocie, znów poszłam sobie poczłapać dookoła Jeziora Czerniakowskiego.

wtorek, 2 października 2012

Basenowo

Wreszcie wyremontowano mój basen, więc ostatnie dwa dni spędziłam pływając, a nie biegając.
Z ciekawostek, to dopiero teraz (połowa czwartego miesiąca ciąży) wróciłam do swojej wagi sprzed ciąży. W drugim i trochę w trzecim miesiącu schudłam kilka kilogramów. Teraz już mam całkiem widoczny brzuch.

Jutro jedziemy z panem JK w Tatry, więc trochę posiedzimy na świeżym powietrzu :)