Co robi przeciętny biegacz, gdy chce wyjść na trening?
Zakłada ciuchy biegowe, bierze zegarek, ewentualnie picie i
wychodzi.
Co robi przeciętna matka-biegaczka, gdy chce wyjść na trening?
Kilka razy sprawdza, jaka jest pogoda. Trzymając w jednym
ręku dziecko, drugą ręką wygrzebuje odpowiednie ciuchy dla dziecka (dla siebie
to już pali licho co się założy). Ubiera dziecko. Pakuje jeszcze torbę
(pieluchy jednorazowe, tetrowe, ciuszek na zamianę – gdyby dziecko się np.
zarzygało – portfel, telefon itd.). Już prawie gotowa do wyjścia stwierdza, że
dziecko zrobiło kupę i się całkowicie obśliniło. Trzeba więc przewinąć,
przebrać. Po dokonaniu tych czynności dziecko zaczyna płakać, bo jest głodne.
Trzeba więc częściowo się rozebrać, żeby się nie zgrzać i wziąć się za
karmienie. Uff, można już wychodzić. Wystarczy jeszcze wyciągnąć wózek z
piwnicy, wnieść go na parter.
Hurra! Można ruszać!
Co robi przeciętny biegacz podczas treningu?
Biegnie.
Co robi przeciętna matka-biegaczka podczas treningu?
Po pierwsze omija wszelkie nierówności terenu. Gdy tylko uda
się jej choć trochę rozpędzić, zaraz musi stawać by pokonać kałużę, krawężnik
czy inną dziurę w chodniku. Sprawdza tez co chwila, czy dziecku przypadkiem nie
jest za ciepło, a może za zimno, czy nie razi słońce, może trzeba trochę
przykryć? Przede wszystkim jednak cała drży ze strachu, żeby dziecko nie
zbudziło się i nie zaczęło się drzeć.
Rzecz jasna, sprawy treningowe czyli dystans, prędkość itd.
schodzą na ostatni plan.
Po przebiegnięciu kilku kilometrów matka-biegaczka już
prawie wpada w rytm biegu, gdy dziecko zaczyna się drzeć. Przechodnie i inni
biegacze na ścieżce są zażenowani i patrzą z minami „co za okropna matka
zajmuje się bieganiem, zamiast tym biednym dzieckiem”. Po kilku minutach płaczu
matka-biegaczka już nie wytrzymuje, wyjmuje dziecko z wózka, przytula,
przemawia czule.
Ale to na nic. Dziecko chce jeść! Matka-biegaczka (cała
spocona i mokra) siada więc przy ścieżce i karmi dziecko. Miny przechodniów są
jeszcze lepsze – w stylu „jak to tak można karmić dziecko przy samej ścieżce”,
albo „jak ona może pokazywać pierś w miejscu publicznym?!” choć stara się
siedzieć tyłem i zasłaniać jak tylko może.
Dziecko nakarmione. Można więc biec dalej. Aha, dziecko
odłożone do wózka znów płacze. No trudno. Już nic się nie poradzi. A
przechodnie niech się gapią.
Dziecko się drze. Cały trening już licho wzięło.
Matka-biegaczka już nie pamięta nawet ile miała przebiec i w jakim tempie.
Grunt to jak najszybciej dowlec się do domu. Pod blokiem matki-biegaczki
dziecko wreszcie słodko zasypia... Trudno. Koniec tego „spaceru”.
Matka-biegaczka marzy o szklance wody.
Co robi przeciętny biegacz po treningu?
Nawadnia się, bierze prysznic, przebiera się i wreszcie może
zalec na kanapie i się zrelaksować.
Co robi przeciętna matka-biegaczka po treningu?
Przede wszystkim trzeba znowu znieść wózek do piwnicy.
Oczywiście dziecko już się obudziło, aż sąsiadka z parteru wyjrzała i się gapi.
Teraz torbę pełną bambetli, dziecko oraz swoje własne strudzone ciało zanosi na
trzecie piętro. Dziecko płacze już wniebogłosy, więc nie ma co myśleć o
szklance wody, nie wspominając już o nawet o prysznicu. Dziecko znowu głodne,
więc matka-biegaczka opada na kanapę (tak, to jedyne pocieszenie) i karmi. Już
po pół godzinie może wziąć dziecko na ręce i sięgnąć po butelkę wody. Potem
jeszcze dziecko chce się bawić (z mamą, rzecz jasna). JUŻ po jakichś dwóch
godzinach dziecko uspokaja się i matka-biegaczka może wskoczyć na 5 minut pod
prysznic.
PS. Tekst jest rzecz jasna żartobliwy nieco. Wszystkie
sytuacje opisane powyżej mi się nie zdarzyły, ale rzeczywiście czasem wyjście
na bieganie to prawdziwe wyzwanie. Tym bardziej, że moja Zosia jest
rzeczywiście żarłokiem i potrafi dopominać się karmienia co godzinę. Rzeczywiście
zdarzało mi się karmić przy ścieżce. Jednak jest to ścieżka pełna biegaczy,
większość więc patrzyła chyba nawet z odrobiną podziwu, a nie dezaprobaty.
Na szczęście mam pana JK - czyli wspaniałego męża, który na ogół wnosi i
znosi wózek, podaje wodę, gdy karmię i zabawia dziecko, żebym mogła się
spokojnie wykąpać.
PS2. Pisząc ten tekst zdziwiło mnie, że łord, gugle i inne
programy nie znają pieluch tetrowych (wpiszcie sobie, to się wam podkreśli) :)